Przyczyny
Na początku był chaos... (albo słowo, w zależności od tego, co aktualnie wyznajemy) I tak dalej i dalej, aż dochodzimy do jakże wspaniałego okresu zwanego ciążą. Podczas wszelkich niedogodności przyszła mama jest "karmiona" zarówno wyidealizowaną wizją kobiet ciężarnych (wierzę, że gdzieś we wszechświecie istnieje kobieta, która bez mdłości i bóli kręgosłupa z uśmiechem na twarzy przechadza się po łące, wyglądając przy tym jak milion dolarów) i macierzyństwa oraz toną zakazów i nakazów dotyczących tych dwóch stanów. Właściwie, jakby zastosować się do tych wszystkich porad, to w ciąży kobieta powinna lewitować i żywić się powietrzem. Ależ nie ma ta prosto, przecież w powietrzu są metale ciężkie, to może jednak wyemigrujmy na Mount Everest - może tam jest czyste powietrze, I tak ciężarna, lewitująca nad szczytem najwyższej góry świata oczekuje swego potomka. Idziemy dalej... Poród - tu kwestię różnych wartości pominę i po porodzie. Co matka, to opinia i wszechogarniające rady dotyczące wychowania dziecka i tego, co powinna, a właściwie czego nie powinna jeść świeżo upieczona, karmiąca piersią mama w pewnym momencie może stać się przytłaczające. Moja dobra rada do przyszłych mam: nie czytajcie interetów, albo chociaż przesiewajcie zawarte w nich informacje przez swoje poglądy, bo co za dużo, to nie zdrowo. Dodając do emocjonalnego kogla-mogla szalejące hormony i wykończenie fizyczne spowodowane porodem można wpaść w depresję znacznie większą niż Żuławy Wiślane (nie ma to jak suchar prowadzącego).
Przebieg
U różnych osób pojawia się ona w różnym natężeniu i każdy sobie z nią radzi, jak umie. U mnie wyglądało to w sposób następujący: jestem taką Zosią Samosią i mam wkodowane w głowie, że wszystko powinnam zrobić sama. Kondycja fizyczna po porodzie i fakt, że Bąbelińska większość doby była przyssana do cycusia sprawił, że nie wszystkich obowiązków domowych byłam w stanie dopilnować. Do tego dodajmy fakt, że napakowana zakazami jedzeniowymi zaczęłam popadać w stan, kiedy odrzucało mnie od wszelkiego jedzenia i jedyne, co byłam w stanie zjeść przez kilka dni, to twarożek ze śmietaną i cukrem (nie bez zmuszania się). Na pocieszenie mogę sobie powiedzieć, że to wciąż bardziej kaloryczny posiłek niż większość posiłków szpitalnych.Ostatecznie płakałam o wszystko, a potem płakałam, że płaczę, bo jestem taka słaba przez co nie byłam w stanie robić większej ilości rzeczy i koło się toczyło.
Wygrana
Dzięki kilku osobom, ale przede wszystkim dzięki mojemu wspaniałemu M, który wykazał się ogromną cierpliwością do mnie, moich fochów i klepał po plecach mówiąc "tak, tak... będzie dobrze" powoli nastrój się poprawiał. Powoli też nauczyłam się jeść więcej niż jeden posiłek dziennie. W tym bardzo pomogły mi spacery do sklepu i pozwalanie sobie na różne nawet najbardziej "odjechane" zakupy (w praktyce często kończyło się na pojedynczym, chociaż oryginalnym owocu lub bułce). Ćwiczenia fizyczne pozwoliły mi na powrót do jako takiej kondycji fizycznej (mostek 4 miesiące po porodzie uważam za swój osobisty sukces). dodatkowo ćwiczenia fizyczne wyzwalają wytwarzanie endorfin, tak bardzo nam potrzebnych do szczęścia :). Jednak to wszystko nie wystarczało. Ja musiałam wyjść do ludzi i oderwać się trochę od wszystkiego. Przeprowadziliśmy się do innego miasta i poszłam do pracy jak Róża miała 6 miesięcy i uważam, że była to jedna z najlepszych decyzji, jakie mogłam w danym momencie podjąć. Chodziłam do pracy, a Róża w tym czasie była z moim M, który przez prawie pół roku pracował, kiedy ja byłam w domu. I tak zaczęłam znajdować czas na coraz więcej rzeczy (w tym w pewnym momencie i na tegoż bloga) oraz rozwijać swoje pasje (o tym napiszę w kolejnym poście). Kolejną sprawą jest pomoc innych - przyjmijcie ją. Naprawdę nikt nie jest alfą i omegą i naprawdę pomoc się Wam należy. :)Tutaj wystawiam się na hejty, że jestem złą matką, bo według niektórych kwintesencją macierzyństwa jest bycie z dzieckiem 24 na dobę nie zważając na nic. Trochę szacunku do decyzji innych. Ja uważam, że ową kwintesencja macierzyństwa jest radość z każdej chwili z dzieckiem i pomaganie mu dorosnąć na wspaniałego człowieka. Jeżeli mama ma depresję, to w jaki sposób może tego dokonać? Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, a o to nam wszystkim przecież chodzi. Czerpiesz satysfakcję z bycia w domu? Bądź w domu. Chcesz iść na kurs gotowania? Dąż do tego, żeby tam się znaleźć. Chcesz iść do pracy i robić to, co lubisz tam? Idź do pracy. Potrzebujesz snu? Jak dziecko zaśnie to olej choć raz brudne naczynia i idź spać. Przy tym wszystkim pamiętaj o swoim małym, a zarazem wielkim szczęściu, bo dziecko to szczęście, tylko czasem trzeba się w tym wszystkim odnaleźć i jakoś to poukładać.
Świetny wpis! Ja mam 2 dzieci, nie miałam depresji po porodzie i nie mam potrzeby uwolnienia się z domu, ale w zupełności rozumie i szanuję twoje i innych mam potrzeby.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że są osoby, które pomimo innych potrzeb potrafią zrozumieć i uszanować potrzeby innych :) To świetnie, że obyło się bez depresji :) To z pewnością ułatwia wiele spraw :)
UsuńJa jestem przykładem osoby, która przeszła ciążę bez mdłości i bólów kręgosłupa i innych dolegliwości. Noo oprócz ogromnego brzucha. za to czy wyglądałam jak milion dolarów? haha na pewno byłam okrągła:) A na poważnie, fajnie, że podzieliliście się z M. macierzyńskim. Też o tym myślałam, ale u nas to inaczej wyglądało i ja to mogłabym 24h na dobę (niemal) spędzać z Gałgankiem. Tyle że ja to świruska jestem. Szanuję jednak inne mamy, które idą do pracy szybciej. w końcu dziecko ma dwoje rodziców.
OdpowiedzUsuńOch to wspaniale, że chociaż niektóre kobiety tak dobrze znoszą ciążę :) Co do opieki nad dzieckiem, to ja uwielbiam być z Różyczką lecz ze względu na kondycję psychiczną spowodowaną totalnym galimatiasem hormonalnym, cieszę się, że podjęłam taką decyzję:) I jest bardzo budujące, że pomimo innych potrzeb jesteśmy w stanie uszanować nawzajem swoje decyzje.
UsuńŻadna kobieta nie jest niezniszczalna. Wiem o co chodzi bo też miewam momenty- wszystko sama. Niestety to jest najkrótsza droga do narobienia sobie problemów.
OdpowiedzUsuńSzcześciu trzeba pomóc- w jaki sposób wie każda z nas :)
W zupełności się z Tobą zgadzam :) Czasem tylko trzeba znaleźć swoją drogę do szczęścia:)
UsuńGrunt to do wszystkiego podchodzic zdroworozsądkowo!tak trzymaj😄
OdpowiedzUsuńDziękuję za szczere posty! większość blogerek mam piszę jakie to cudowne wspaniałe mieć dziecko, bardzo mało kobiet piszę o zmęczeniu depresji i innych problemach. Ja po porodzie leczyłam się na depresję poporodową i było to okropne doświadczenie:(
OdpowiedzUsuńŚwietny post :) sama zamierzam zostać mamą wiec napewno zostaje na dłużej :)
OdpowiedzUsuńJesli masz ochote zapraszam do mnie ;)
Smutna Twoja historia, dużo kobiet przez to przechodzi i mam coraz większe wrażenie, że jest to nieco bagatelizowany temat przez nasze społeczenstwo, jak ogólnie depresja. Mam jednak nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze i zdołałaś uporać się z tą bestią. Pewnie jeszcze nie wiedziała z kim zadziera :) Kobiety są silne. I przeżyją więcej niż niejeden mężczyzna, który już dawno by się poddał.
OdpowiedzUsuńTroszkę się utożsamiam z Twoją historią i powiem szczerze, że mnie niestety depresja poporodowa też dopadła. Niestety najgorsza była dla mnie postawa teściowe i babci męża, które twierdziły, że udaję, bo nie chce mi sie zajmować dzieckiem...
OdpowiedzUsuń