piątek, 29 listopada 2013

19 tydzień ciąży - jaka płeć - czyli wszystko wskazuje na chłopca :)

Brak i "brak" czasu
Późną wieczorową (nocną) porą zasiadam do pisania owego posta. Jestem dość zabieganą osobą i mam nadzieję, że to się nie zmieni, bo jakbym czasem nie narzekała (w końcu baba w ciąży ze mnie ;) ) lubię takie aktywne życie, gdy cały czas coś się dzieje. Oczywiście ma to swoje plusy i minusy, jak ten, że czasem czas na pewne rzeczy trzeba wyczarować z rękawa niczym iluzjonista "wyczarowuje" królika z kapelusza. Jednak wszyscy wiemy, że w kapeluszu jest drugie dno i takie też drugie dno ma "brak" czasu przy robieniu kilku rzeczy na raz. Mianowicie jest taka dość ciekawa zależność, że im więcej rzeczy robię (napisałabym robimy, ale nie chcę uogólniać, ani się wypowiadać w czyimś imieniu, bo wiadomo, że każdy jest inny i może reagować inaczej, jednak ta zasada sprawdza się w przypadku wielu moich znajomych), tym więcej mam czasu i energii dla nich :) Cudowna zależność :) Ale wszak nie o tym miałam pisać, więc przejdę do rzeczy:

USG połówkowe i płeć bąbelka
W czwartek byliśmy z moim M u lekarza na tak zwanym USG połówkowym, czyli po prostu USG robionym w połowie ciąży. Jest to jedno z najważniejszych badań w ciąży, więc wybraliśmy się do specjalisty od USG. Podczas badania lekarz powinien ocenić m.in. stan narządów wewnętrznych malucha (w tym serce, nerki i pęcherz moczowy) oraz położenie łożyska, ilość wód płodowych itd.
Przy okazji jest możliwość oceny płci dziecka, jeżeli maluch będzie mieć nastrój do pokazania się. Nasz Bąbelek miał taki nastrój i już wiemy ;)
Zacznę od symptomów niewidocznych an USG (o większości pisałam już wcześniej ale warto czasem zebrać takie rzeczy "do kupy"):
-Moje zachcianki ciążowe opierają się głównie o produkty słone (słodycze powodują u mnie mdłości i nawet zbytnio nie smakują);
-Cera mi się znacznie poprawiła (po 11 latach walki z trądzikiem jest to dla mnie niczym święto);
-Brzuch mam duży, ale skierowany do przodu;
Te wszystkie objawy spowodowały, że większość osób z naszej rodziny oraz naszych znajomych twierdziła, że chłopiec iiii...
Wszystkie te osoby się pomyliły (włącznie z nami)! Życie potrafi płatać różne figle i rzeczy, które się sprawdzały u innych u mnie nie zadziałały w ten sposób. Będzie dziewczynka! :) Rośnie nam małą Różyczka i się z tego bardzo cieszymy :)

Co ciekawe, w ostatnich dniach moje ciało wysyłało mi takie właśnie sygnały, że wbrew wszystkiemu, co naokoło się mówi, to będzie właśnie dziewczynka. Po czym tak stwierdzam? Mianowicie ostatnio wędrując po sklepach interesowały mnie wyłącznie dziewczęce ubranka i zabawki. Miałam nawet przemyślenia na temat fryzur, jakie można czesać do przedszkola. Bardzo interesująca sytuacja :)

Ot, to tyle na dziś, czas się kłaść spać i życzę Wam wszystkim miłego weekendu :)

środa, 20 listopada 2013

Do kogo będzie podobne dziecko? Testy internetowe i inne takie, takie...


Dziś taki szybki post.
Po pierwsze i najważniejsze chciałam napisać, że kibicujemy kuzynce mojego M (nazwijmy ją K od "kuzynka" :P), która jest już kilka dni po terminie, właśnie ma skurcze! Kibicujmy jej z całych sił aby to już było to i nie trzeba było wywoływać porodu (zazwyczaj takie porody są dłuższe i cięższe) oraz aby jej mała oraz ona sama przeszły poród szybko i zdrowo!

To tyle słowem wstępu, a kolejnym przypadkiem dnia dzisiejszego są znalezione w internecie testy pt."do kogo będzie podobne dziecko". Nie jestem fanką testów internetowych, ale pomyślałam, że wiedząc, które cechy są recesywne, a które dominujące, można stworzyć naprawdę ciekawy algorytm, który rzeczywiście może nam powiedzieć, jakie cechy najprawdopodobniej będzie miał bobas, którego oczekujemy.
Zacznę od pierwszego testu, który to właśnie swoimi hmmm... niesamowicie "precyzyjnymi" odpowiedziami zainspirował mnie do napisania tej notki:
http://dzieci.pl/kalkulator-podobienstwa.html?qIdx=1
Wygląda on tak:
Pytań jest jak widać 17.
Odniosę się najpierw do pytania 1. Odpowiedź, którą udzieliła mi strona brzmi tak:
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało oczy zielone, być może niebieskie lub szare, wykluczone są oczy brązowe." Jak widać jest to niesłychanie zaskakujące. Kolor brązowy oczu jest dominujący, więc, gdyby któreś z nas miało ten gen, to miałoby właśnie taki kolor oczu. Jest to wiedza z gimnazjum i no cóż, pytanie nie zaskakuje, chociaż dla kogoś, kto mniej słuchał na lekcjach może być dość ciekawe.
Idąc dalej jest kilka odpowiedzi, które są bardzo precyzyjne, a wynika to tylko i wyłącznie z tego, że odpowiedzi dotyczące mężczyzny i kobiety były takie same w owych przypadkach. Przykłady:
"Dziecko prawdopodobnie nie będzie miało piegów."
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało włosy proste."
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało czynnik RH dodatni."
"Dziecko prawdopodobnie będzie praworęczne."
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało twarz owalną." - Przy tej odpowiedzi, chciałabym się na chwilę zatrzymać. Do wyboru w kształcie twarzy są tylko dwa rodzaje - kwadratowa i owalna. Moje pytanie jest takie: co z innymi rodzajami? Gdzie trójkątna, okrągła, podłużna itp..?
Pytania, na które nie ma precyzyjnych odpowiedzi, to (oprócz pytania o kolor oczu) cała tzw. "reszta", w których przypadku udzieliłam dwóch różnych odpowiedzi na pytanie i obie odpowiedzi znajdują się w wyniku. Np.:
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało policzki z dołkami, choć istnieje prawdopodobieństwo, że u dziecka nie ujawnią się dołki w policzkach."
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało odstające uszy, choć istnieje prawdopodobieństwo wystąpienia uszu przylegających."
"Dziecko prawdopodobnie będzie miało długie rzęsy, choć mogą pojawić się też krótkie rzęsy."
Zaskakujące, prawda? Taką wróżką mogę być i bez algorytmu. Myślę, że brakowało tutaj w dużej mierze precyzji w pytaniach i np. pytań o dziadków. Dzięki nim można by lepiej określić, jakie jest prawdopodobieństwo wystąpienia danych cech. Trzeba jednak zauważyć, że test nie miał być precyzyjny. Służy bardziej zabawie, bo wiadomo, że to, co przyniesie życie, nigdy nie jest do końca pewne. Tak, jak np.sytuacja, kiedy czarnej parze (bez białych przodków) urodziło się białe dziecko:
niespodzianka przy porodzie




Chciałam napisać porównanie do kilku innych testów, ale niestety wszystkie inne internetowe okazały się płatne, dlatego też ich nie zrobiłam. Tutaj przestrzegam: czytajcie regulaminy! Ja od tego na tych stronach zaczęłam i dobrze na tym wyszłam :) Należy pamiętać, że coś, co nazywa się "darmowe", wcale nie musi takie być.



Pozdrawiam,
Całkiem Młoda Mama

P.S. Widzieliście już moje zdjęcie z 18 tygodnia? ;) Wstawiam je tutaj, ponieważ zdjęcie profilowe będzie się zmieniać z czasem :)





sobota, 16 listopada 2013

17 i 18 tydzień ciąży - pierwsze ruchy bąbelka.

 "Jajecznica porzucenia"
Ostatnie dni minęły bardzo pracowicie, chociaż przyjemnie. Miło jest spędzić czas ze znajomymi i czasem pogadać o większych czy mniejszych głupotach. Jedna z moich koleżanek ostatnio podłapała razem ze mną swego rodzaju "głupawkę" i w rozmowie o muzyce ponarzekałyśmy, jak mało jest współcześnie artystów, którzy się przebili i jednocześnie dalej tworzą sztukę, a nie śpiewają o jajecznicy jak bohaterka Idola w piosence o porzuceniu przez chłopaka. Przecież alegoria jajka do porzucenia jest jasna, jak żarówka firmy Osram. Wśród wielu peanów na temat jednych i narzekań na temat innych, utkwiła mi w głowie pewna sytuacja: K (jak koleżanka :P) zastanawiała się, czego lubi słuchać, a ja chciałam jej pomóc i mówię "no przecież Beaty słuchasz". Jej odpowiedź: "No... jak Beata mówi, że nie ma wody na pustyni, to ja jej wierzę". I jak tu nie słuchać piosenek z takimi mądrościami :P
Jeżeli chodzi o ogólne samopoczucie, to stanowczo próbuje mną rządzić hormon, ale go dzielnie obcasem wbijam w ziemię (tu polecam skecz Czarka Pazury "Bardzo uniwersalne tematy"- chciałam wstawić link, lecz niestety nie jestem w stanie go znaleźć w sieci). Niech się nie panoszy wariat jeden  (hormon oczywiście) xD


 Dwie tury śniadania i inne rewelacje z frontu.
Kontynuując, jedzenie dalej na przemian mnie odrzuca i przyciąga. Śniadanie muszę jeść na dwie tury. Pierwsza tura odbywa się zazwyczaj przy pomocy małej kromki chleba z masłem. Następnie następuje faza leżenia i czekania z nadzieją, że może jednak uda mi się nie zwymiotować. Po kilku-kilkunastu minutach biorę kilogram odwagi i wstaję, aby zjeść drugą turę śniadania, które już jest zazwyczaj normalnej wielkości. Tutaj zazwyczaj następuje ulga spowodowana najedzeniem i brakiem mdłości.
Na co mam ochotę? Stanowczo na piwo (ależ szkoda, że jest alkoholowe i pić nie wolno, bo pachnie mi tak, jak nigdy przedtem), pomarańcze i chrupki (najlepiej słone) lub bułki z ziarnami z całą toną masła i drugą toną pomidorów. Właściwie z tego mógłby się składać mój jadłospis.

Jeżeli już w tytule wpisałam "inne rewelacje" to pora napisać o miednicy, która sprawia, że świat staje się stanowczo mniej piękny. Dół pleców sprowadza mnie do stanu agonalnego. Momentami poruszam się jak stara babcia, wstając przez kilka minut ze stękaniem jakbym grała w tennisa. Jak dobrze, że mój M jest masażystą. Niech żyją masażyści :) Dzięki jego wysiłkom czasem mogę nawet normalnie chodzić :) Podobno jest to spowodowane rozszerzaniem się wcześniej wspomnianej miednicy. Biorąc pod uwagę, że moje biodra zawsze uchodziły za dość szerokie, to nie wiem, do jakiego momentu chcą się poszerzać. Szafy trzydrzwiowej? Do tego przeglądam internet, a tam mi wyskakuje jakże pokrzepiająca informacja:
  
bezuzyteczna.pl
bezuzyteczna.pl 
                             
Serdecznie pozdrawiam serwis bezuzyteczna.pl, który sprawił, że myślenie o całych tych "przyjemnościach" spowodowanych ciążą i porodem staje się jeszcze bardziej ciekawe (co nie zmienia faktu, że serwis bardzo lubię przeglądać i go polecam :) ).

Dość narzekania. Miłe rzeczy też się zdarzają :) W zeszłym tygodniu w czwartek (07.11) poczułam pierwszy raz ruchy bąbelka! Ciekawe uczucie. Takie gilgotanie od środka, które się nasila, jak mój M dotyka brzucha. Od razu napiszę, iż jestem pewna, że nie były to ruchy jelit, bo to zupełnie inne uczucie. Wtedy był 17 tydzień. Podobno to dość wcześnie, ale to też oznacza, że dziecko jest silne :)


Wizyta u lekarza i podejrzenie toksoplazmozy
W ten sam dzień byliśmy również u lekarza z wynikami badań krwi. Piszę byliśmy, bo M chodzi ze mną na wszystkie wizyty za co jestem mu bardzo wdzięczna (chyba już o tym wspominałam nawet wcześniej na łamach bloga). Ja jestem panikarą, on ostoją spokoju, więc jego wsparcie jest bardzo ważne. Tym bardziej, że moje wyniki krwi były bardzo dobre, poza jednym aspektem - toksoplazmozą. W skali, gdzie wynik IGM - niepewny kończył się na 0,99, u mnie wynosił on 1,0, czyli został określony jako "pozytywny". Moja natura panikary toczyła wewnętrzny bój z rozumem o interpretację wyniku, bo przecież mógł być fałszywie dodatni.
Co to jest takiego ta toksoplazmoza? W skrócie jest to pierwotniak, który cały cykl życiowy przechodzi tylko u kotowatych.Można się nim zarazić bezpośrednio od kota, jedząc surowe mięso, w którym znajdują się cysty lub też jedząc brudnymi rękoma, kiedy wcześniej złapało się coś, co miało styczność z kocimi odchodami. Kota nie posiadam, surowego mięsa nie jem, ręce myję, to skąd ten wynik?
Na szczęście lekarz skierował mnie na ponowne badania czynnika IGM oraz IGG. Poszłam do prywatnego laboratorium z nadzieją, że mają lepszy sprzęt i wynik będzie bardzo dokładny. Oba wyszły negatywne (hurra!), przy czym IGG 0,0, a IGM ) 0,1 gdzie negatywny był do 0,54 :) Taka ulga :)

Wizyta u lekarza była okraszona krótkim USG, na którym bąbelek dzielnie nam machał, ale (równie dzielnie) zakrywał się na wszelkie możliwe sposoby i nie chciał powiedzieć, kim jest - chłopcem, czy dziewczynką. Szkoda - trzeba będzie domyślać się dalej. Jedna z moich koleżanek bardzo trafnie określiła sytuację "pomacham wam ale płci nie zobaczycie" określeniem "Siema ale nie ma". Moim zdaniem jest to strzał w dziesiątkę.

Na dziś to tyle. Już wkrótce post o nowych zakupach ubraniowych, test rajstop i zdjęcie rosnącego brzucha. Bądźcie z nami!

P.S. Więcej aktualności na: https://www.facebook.com/calkiemmlodamama

sobota, 2 listopada 2013

Czwarty miesiąc ciąży - planowanie nowej szafy i seks w ciąży.


Seks w ciąży i "wielki cyc"
Mówi się, że libido w ciąży spada... Mówi się, bo rzeczywistość zazwyczaj pokazuje, co pokazuje. I tak, wiem, że pewnie tego posta kiedyś przeczytają moi rodzice (serdecznie pozdrawiam ;) ) ale sądzę, że jest to dość istotny temat. Niestety w pierwszym trymestrze seks wiązał się u mnie z krwawieniem, co sprawiało, jak można się domyślić, jeszcze większe parcie na tę właśnie czynność. Tak to jest, jak coś jest zakazane - człowiek wtedy rzuca się na wszystko, co się rusza. Teraz na szczęście nic złego się nie dzieje i oby tak zostało. Mój M dodatkowo dzielnie i cierpliwie leczy moje kompleksy związane z rosnącym brzuchem.
Jeżeli już mowa o brzuchu (czy o "buniu", jak to z moim M go czule nazywamy)... Jestem dopiero w czwartym miesiącu, a brzuch mam ogromny (przynajmniej w moim mniemaniu). Po wysłaniu zdjęcia do mamy, zapytała "czy to na pewno jedno?". I aż sama zaczęłam się nad tym zastanawiać. Chociaż nigdy nie miałam figury modelki, a mojemu brzuchowi daleko do wyglądu kaloryfera Ewy Chodakowskiej (no "Ewcia" to by ze mną miała trochę pracy, oj miała...), to jednak teraz mam wobec niego mieszane uczucia. Z jednej strony ogromnie się cieszę, że rośnie we mnie mały bąbelek (lub bąbelińska), a z drugiej tempo przybierania w obwodzie jest moim skromnym zdaniem zbyt szybkie. Może zacznijmy od tego, że jak patrzę na siebie z profilu, to brzuch zrównał się z piersiami. Niby nic takiego - powiecie, a jednak jak ma się cyc wielkości dorodnej dyni (tak w klimatach jesiennych), czyli profesjonalniej określając - 75J (jak Jaaaakie wieeeelkie), to jest to swego rodzaju osiągnięcie po stronie owego brzucha. Jakie to szczęście, że oprócz biustu i brzucha, inne części ciała zostały na razie na swoim miejscu i w swoim rozmiarze.

Ubrania ciążowe
Jednak ubrania w szafie widocznie się kurczą (nie... to wcale nie ja zwiększam objętość, to one się kurczą...) i ich zasób stał się na tyle mały (2 pasujące spódnice - chociaż jedna już dogorywa i to jej ostatnie chwile sławy oraz jedna sukienka plus trochę bluzek), że przekonałam się (z trudem) do przejrzenia internetu w poszukiwaniu ubrań ciążowych.
Ubrania niektóre są naprawdę piękne, inne zabawne i pomysłowe. Podobają mi się bardzo koszulki ciążowe z ciekawymi napisami na brzuchu, np. "wkrótce wychodzę", czy "baby on board". Ja osobiście chętnie bym sobie sprawiła koszulkę gracza w ciąży (tak, wbrew pozorom ciężarne też grają w gry ;) ) z napisem "Loading" i klepsydrą lub też zarysem dziecka z pępowiną z wypełnieniem do jakiegoś poziomu, lecz takiej nie znalazłam - może sama zaprojektuję?
Na większości zdjęć mody ciążowej widnieją kobiety o figurze modelki z idealnie okrągłym brzuchem. Wiadomo przecież, że na takiej wszystko będzie wyglądało pięknie, a co z kobietami, które i przed ciążą miały ciut więcej tu i ówdzie? Moje koło ratunkowe dookoła pasa mówi stanowcze nie cieniutkim, obcisłym spódnicom. Zawsze wolałam te o kształcie litery A lub ołówkowe, ale z grubego materiału (dzięki temu moje "tu i ówdzie" mogło zostać zamaskowane). Może ktoś się zdziwi, czytając tego posta, że nie piszę nic o spodniach. Sprawa jest prosta - od kilku lat takowych nie noszę.
Jak już skompletuję sobie ładny ciążowy strój, postaram się go tutaj zaprezentować.
Wśród różnych pięknych rzeczy, można jednak znaleźć tak zwane modowe potworki (chociaż nigdy nie wiadomo, czy w ubraniu, w którym modelka wygląda pięknie, ty nie będziesz wyglądać, jak wcześniej wspominany ziemniak i nie staniesz się takim potworkiem). Bardzo chciałabym tutaj wstawić zdjęcie z jednej aukcji, ale nie chcę łamać praw autorskich, więc takowego potwora (już nawet nie potworka) opiszę i liczę na Waszą wyobraźnię (wszak trzeba ją ćwiczyć):
Sukienka szaro-granatowa, prosta i dopasowana, ale (zawsze jest jakieś "ale") pionowo, wzdłuż obu boków został do niej przyczepiony materiał w kolorze sukienki, z tym, że jest on po pierwsze połyskliwy (aaaaa!), a po drugie jest go baaardzo dużo i już na bokach jest marszczony. Po trzecie oba wielkie kawałki materiału zostały związane na brzuchu, sprawiając, że wszystko optycznie staje się o wiele większe. Wygląd całości - wielka połyskliwa kula, przewiązana z przodu.
W chwili obecnej jeszcze nie mogę się wypowiedzieć więcej na temat ubrań, bo znam je tylko z obserwacji, ale już wkrótce to się zmieni :)






Słowo na podsumowanie: Pomimo szaleńczego wzrostu bunia (niech rośnie, lepiej, żeby bąbelek się nie cisnął w środku, a miał dużo miejsca), jak patrzę w dół, to piersi (które urosły o 4 rozmiary, co stawia je na wyższej pozycji "szaleńczości" wzrostu) przesłaniają mi cały świat (wiadomo, komu sprawia to największą radość ;) ) i na razie jeszcze przez chwilę tak zostanie.




Zachcianki ciążowe, czyli jak zrobić ciasto, aby nie było za słodkie.

Przedstawiam przepis na babeczki, o których wspominałam w poprzednim poście :)
P.S. Nie trzeba używać miksera, a to jest znaczny plus, bo nie przepadam za rozkładaniem, myciem i składaniem tego tałatajstwa ;)

Mało słodkie babeczki z dynią, siemieniem lnianym i sezamem

2,5 szklanki mąki
2/3 szklanki oleju
2 szklanki startej dyni
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
5 łyżek cukru
5 łyżek cukru pudru
1 duży jogurt naturalny (400g)
1/4 szklanki sezamu
3 łyżki siemienia lnianego

Zaczęłam od przygotowania foremek. Mam jakieś bardzo mało wymiarowe foremki do babeczek, do których nie pasują żadne papilotki. Kiedyś, co prawda pokusiłam się o nie wykładanie ich niczym poza wysmarowaniem olejem (przecież mają powłokę teflonową), lecz skończyło się to na mozolnym moczeniu i skrobaniu ich z ciasta. Dodatkowo, ponownemu wybraniu tego sposobu nie sprzyja fakt, że nie ufam teflonowi, a jakbym mogła, to wyrzuciłabym wszystko, co go zawiera. Ale mniejsza z tym, czas wrócić do przepisu.
Z papieru do pieczenia wycięłam kwadraty trochę większe niż szerokość foremek (mniej więcej 1/3 szerokości rolki - jeden kwadrat), a następnie przycinałam je do kształtu foremki w sposób bardzo szybki: papier wkładałam do jednej "babeczkownicy" (bardzo spodobało mi się to określenie xD), przyciskałam drugą i odcinałam to, co zostawało na zewnątrz. Następnie do tej drugiej wkładałam kolejny kawałek papieru, przyciskałam trzecią foremką itd. aż do utworzenia wieży składającej się z wszystkich moich foremek. Tą metodę stosowałam już kilka razy i sprawdza się świetnie :)

Ciasto: Składniki sypkie (oprócz cukru pudru) należy wymieszać w sporej misce. Ja to robię drewnianą, nie za dużą łyżką - tak mi wygodnie. Żółtka oddzielić od białek i wlać (żółtka oczywiście) do reszty składników. Mieszając dodać olej i jogurt, a następnie dynię i pestki. Jeżeli podczas mieszania jest zbyt lejące - dodajemy trochę mąki, jeżeli za suche - jogurtu (jeżeli jeszcze mamy, lub oleju w ostateczności). W osobnej misce blenderem ubijamy pianę z białek i cukru pudru.Dodajemy pianę do ciasta i delikatnie mieszamy. Nakładamy do foremek, a następnie na 15-20 minut (w zależności od potrzeb) do pieca na termoobieg i 200 stopni.

Chciałam zrobić zdjęcie pysznościom, ale się tak szybko rozeszły, że nie zdążyłam.