czwartek, 31 lipca 2014

Ogórkowe love, czyli chłodzący napój ogórkowy

Dziś trochę kulinarnie.

Na podstawie kilku przepisów dostępnych w internecie zrobiłam własną wariację na temat koktajlu ogórkowego. Serdecznie polecam na upały :)

Składniki na 0,5 l:
7-8 kostek lodu
2-3 spore ogórki gruntowe, krótkie
pół dużego opakowania jogurtu naturalnego
cukier i mięta do smaku

Przygotowanie:
Do blendera wrzuciłam kostki lodu i je rozkruszyłam. Do tego dodałam obrane ogórki i 2 łyżeczki cukru (można więcej - dla łasuchów lub zrezygnować całkiem - dla dbających o linię). Ponownie wszystko zmiksowałam na papkę. Do tego można dodać kilka listków mięty (będzie bardziej orzeźwiające) lub... 1 kroplę (naturalnego!) olejku miętowego. Wlać do szklanki, udekorować i voila! Pychota!



W upały gotować się nie chce przeogromnie, ale takie cudo (szybkie tanie i idealne na upały) polecam wszystkim :)

Zapraszam również do zapoznania się z drugą twarzą Całkiem Młodej Mamy i moim oryginalnym tortem :)

poniedziałek, 28 lipca 2014

Oda do pieluchy, czyli co gryzie młoda mamę cz. 1

Z czym się mierzy młoda mama? 
1. Pełna pielucha

Wszyscy rodzice zastanawiają się kim będzie ich maleństwo w przyszłości. Ja patrząc na pełną pieluchę stwierdzam, że nasza Bąbelińska ma zacięcie artystyczne. Mała nie robi tego często, ale jak już "walnie", to myślę, ze sam Jackson Pollock byłby dumny z jej "mazów" po same pachy. W takich chwilach i we mnie budzi się artysta. Aż chce się recytować, niczym Różewicz (jak to chrzestna nazywa Bąbla), coś w stylu:

Och pielucho moja miła,
obyś długo sucha była.

lub

Mój papersie, mój milutki,
Nie wylewaj, choć pełniutki.

Z tym Różewiczem to też "rozkminka" dopadła. Wszak na imię mu było Tadeusz, a co się mówi? Tadek-Niejadek, o! I kto tu jest niejadkiem? Nooo.. muszę jednak naszego Tadzia-Jadzia pochwalić, bo ostatnio w koszulce z małym piratem tak dzielnie rabuje cyca z mleka, że znów zaczęło cieknąć strumieniami. 

źródło: Demotywatory.pl
Ze względu na "zawartość" drugi obrazek w linku ;)

2. Wielofunkcyjność

Chyba nikt tak, jak rodzice nie musi się wykazywać wielofunkcyjnością. Robienie czegoś, nosząc dziecko to norma. Tutaj genialnie sprawdza się chusta. Jednakże przy gotowaniu obiadu nie mogę trzymać malucha obok pryskającego tłuszczu. Sytuacja przedstawia się mniej więcej tak:
W jaskini czarownicy, gdzie kotłów bulgoczą tysiące, siedzi dama. Wzrok jej omiata wszystko niczym powiew huraganu. Czarownicy się nie boi. Wszak ma na nią sposób. Tu piśnie, tam krzyknie i już zły czar nudy rozprasza się w miksturze grzechotań i syreniego śpiewu. Czarownica skacze, biega, jedną ręką w kotle miesza, drugą macha grzechotnikiem nad uchem damy usadzonej w wysoko wzniesionym tronie w... zielone jabłuszka. Nagle, spośród dźwięków i tańca deszczu na tronie wyłania się... ŁYPCIA! Blady strach pada na czarownicę. I co teraz? Czy za chwilę popękają szyby? 
Czujecie ten dramat, prawda? ;) Wyobraźcie sobie, jak muszę wyglądać jednocześnie mieszając w garnkach, śpiewając swym syrenim śpiewem (już wiadomo, dlaczego statki rozbijały się o skały - jakbym ja to słyszała, tez wolałabym zginąć, niż słuchać dalej ;) ) i skacząc. W skakaniu tkwi zagadka, bo jak machać grzechotką z zajętymi rękami? Ha! Całkiem Młoda Mama znajdzie sposób na (prawie) wszystko :) Rozwiązaniem jest zaczepienie grzechotki za spódnicę i skakanie, aby wydawała dźwięki. Należy teraz złożyć to wszystko w jeden obraz i mamy idealne ćwiczenie na koordynację ruchową i kondycję w jednym :)


Więcej zmagań już wkrótce ;)

P.S. Tak czytam sobie ten opis i stwierdzam: Kingiem to ja nie zostanę ale może chociaż Princessą (zawsze lubiłam czekoladę;) )?



czwartek, 24 lipca 2014

Jak schudnąć po ciąży?

To pytanie często stawiają sobie przyszłe i obecne mamy. Jak to było w moim przypadku? W czasie ciąży przytyłam 17 kg. Nooo pozwalałam sobie, trzeba to przyznać z pokorą. Bezpośrednio po porodzie schudłam 9 kg, a w czasie najbliższych 2 miesięcy wyrównałam wagę sprzed ciąży. Jak do tego doszło?
na początku bardzo mało jadłam. Brak czasu (mała bardzo dużo płakała) i uprzedzenia. Co do uprzedzeń: pamiętajcie - nigdy nie słuchać osób, które mówią "no, po porodzie to nic ie będziesz mogła jeść. Nie można tego, czy tamtego... Mnie to wpędziło w niemały problem. mianowicie tak się tym nafazowałam, że nie jadłam prawie nic. Dieta bardzo restrykcyjna plus brak czasu spowodowały, że nie jadłam prawie nic. To z kolei wpędziło mój organizm w stan totalnego wykończenia. Dieta restrykcyjna a kolki i tak były. I mało pokarmu. Nie polecam.

Po ogólnym kryzysie zaczęłam jeść normalnie. Bez szczególnych obostrzeń. Po prostu nie jadłam rzeczy ostrych i mocno wzdymających i w końcu mój organizm zaczął pięknie funkcjonować. A chudłam dalej (jedna z wielu zalet karmienia piersią). Po osiągnięciu wagi sprzed ciąży spadek się zatrzymał (jakie nieprzyjemne zaskoczenie). Nadal utrzymywałam przez następny miesiąc dietę. Polecam jeść dużo owoców (arbuzy i melony są bezpieczne przy karmieniu) oraz warzyw. Polecam pieczone warzywa. Kroję marchewkę, buraki i cukinię jak frytki, wsypuję na blachę, przyprawiam i dodaję trochę oleju, a następnie do piekarnika. Naprawdę można się zdziwić, jaki smaczny jest pieczony burak :)

Rozpoczęłam również ćwiczenia. To, jak wyglądał ich początek przedstawiam na tej jakże fascynującej grafice (mój kunszt w paint'cie nie zna granic xD):



Teraz jest już znacznie lepiej (dopiero po 15 minutach intensywnych ćwiczeń robię za dywan ;) ) Zobaczymy jak będzie dalej :)

Ja polecam zbilansowaną dietę, dużo wody, karmienie piersią oraz ćwiczenia fizyczne.

A tak wyglądam 3 miesiące po porodzie :) (w końcu trzeba się pochwalić, czyż nie? ;) )


wtorek, 15 lipca 2014

3 pierwsze miesiące życia Bąbelka

Skoro mój blogowy macierzyński dobiegł końca, a Babelińska właśnie wypoczywa ze swoim tatą na dworze, to czas wysmażyć kolejną notkę. Ja tam zawsze zjadam dobrze wypieczone (jeszcze nikomu trochę węgla nie zaszkodziło), więc mam nadzieję, że i ta notka będzie taka.

Jutro naszej bąbelińskiej wypada 14 tygodni :) Udało nam się przekroczyć magiczne 4 kg (uuu już kilka tygodni temu :) ). Laktacja podtrzymana (właściwie to czterema rękoma - jak dobrze mieć masażystę w domu i dwoma laktatorami - elektryczny i ręczny). Mleka jest jakby więcej (mała z powodzeniem zajada i przybiera), ale za to cyc stał się laktatorooporny. Przystawiam do laktatora i... nic. Och oszukuję - nawet 30 ml czasem uda się ściągnąć. Mała się pszyssie i co? łyka i łyka. Nie wiem co wpłynęło na taką zmianę. żywię (czytam i nie wierzę - kto w tym wieku pisze jeszcze "żywię" ;) ) ogromną nadzieję, że to przejściowe i mój M będzie mógł mnie wspomóc nocnym wstawaniem i karmieniem. Dodam, że jeszcze miesiąc temu ten sam laktator pięknie ściągał ponad setkę.


Skok rozwojowy

To jest coś, co mnie zaskakuje. Mówi się, że dzieci rozwijają się z dnia na dzień. Przyznam szczerze, że do tej pory u naszego Bąbelka nie było to takie widoczne, a tu trach! 8 lipca (dzień przed "wybiciem" trzech miesięcy) jak wcześniej nie podnosiła głowy leżąc na brzuchu to nagle z dnia na dzień zaczęła. Aż zdjęcie machnęłam, tak długo trzymała nasza dzielna dziewczynka.



Tutaj nasuwa mi się pytanie: skoro dzieci podręcznikowo powinny tak podnosić głowę w trzecim miesiącu to na ch... usteczkę było mi suszyć głowę, że "och jak to źle, że jeszcze głowy nie podnosi" w drugim miesiącu? Jakiś wyścig, czy jak?

Dodatkowo Mała odkryła ostatnio, że jedna ręka może służyć do wielu różnych czynności. w szczególności do łapania drugiej ręki oraz poszukiwania skarbów w grocie zwanej ustami (a może uda się tam zmieścić całą pięść? lub dwie?). Takie to rączki przydatne. Wyrywanie włosów mamie i tacie jest już opanowane do perfekcji i wychodzi nawet stopami (chwytne, małpie paluszki u stóp - ach ten Darwin), więc trzeba uczyć się nowych czynności :)

Cały czas na topie są książeczki kontrastowe. Serdecznie polecam wszystkim rodzicom. Mała fantastycznie na nie reaguje - widać skupienie i zainteresowanie. Jestem pewna, że bardzo pozytywnie to na nią wpływa, bo to po prostu widać. Ona aż się garnie do nowych obrazków. Jak to nasza bardzo dobra znajoma określiła, macha rączkami i nóżkami, a wyraz twarzy ma mówiący "to się dzieję naprawdę!".


To wszystko tak w skrócie. Przypomina mi się coś, o czym ostatnio mi powiedziano:

źródło: kwejk.pl
Święta prawda, ale za to jest to najpiękniejsze zmęczenie na świecie.



P.S. Jak obiecałam to jest. Miało być dobrze wypieczone aż do zwęglenia. Jest i węgiel ;) :



Chaotycznie, ale treściwie (mam nadzieję)

6 i 7 tydzień życia - karmienie piersią i "chustonoszenie" :)

Post umieszczony "nieco" później (każdy zasługuje na urlop macierzyński ;) ).

Laktacja, czyli niech żyje cycuś

Mała jest wciąż mała, a właściwie maleńka, bo 3 centyl. Lekarka w przychodni mi głowę suszy, ale ja już staję na uszach, aby dojadała jak najbardziej. Jak wiadomo niektórym bardziej obeznanym w temacie mleko z piersi ma dwa etapy - najpierw wypływa bardziej wodniste i laktozowe (a co za tym idzie słodkie) mleko, a następnie bardziej treściwe i mniej słodkie. Bąbelek (po mamusi :P) ma upodobanie do słodyczy i zacina słodkie mleko, a już dalej zazwyczaj nie chce jej się pracować i zasypia niedojedzona. Ktoś tutaj doradzi, żeby ją rozbudzać i dalej przystawiać. Wpadliśmy z M na to i co? Jakież bulwersy przy cycu, że nie takie, jak trzeba leci. Nic z tego nie wyszło ale znaleźliśmy rozwiązanie - odciąganie mleka. Już wcześniej to robiłam ze względu na to, iż dzięki temu w nocy z moim M możemy się zmieniać lecz ściągnąć laktatorem ręcznym jest trudniej niż przystawić bezpośrednio dziecko do piersi (odruch ssania jest ciężki do "podrobienia"). Po ściągnięciu mleka mieszają się w butelce oba jego rodzaje i dzięki temu bąbelek może zajadać treściwe mleko o słodkim smaku.
Aby wciąż pobudzać laktację (od samego początku nie najlepiej z nią u mnie i jak tylko zaprzestanę na dzień jakiegoś zabiegu, to już pojawia się problem) w ciągu dnia co 1-1,5 godziny albo mała jest przy cycku (sama tego woła często) albo ściągam, jeżeli mała śpi (co w ciągu dnia nie jest częstym zjawiskiem). Do tego herbatki laktacyjne (fuj fuj fuj, ale czego się nie robi dla pełnego cycusia) i mała zaczęła przybierać na wadze. Sukces okraszony ciężką pracą dzień w dzień :)



Chustonoszenie

Jedną z wielu rzeczy, których staraliśmy się uniknąć, to ciągły przymus noszenia dziecka na rękach. Nie dam się tu wpędzić w dyskusje na temat tego, że dziecko przecież takie niewinne i nieświadome nie może tego wymagać w premedytacją. Moim zdaniem może i może nie do końca świadomie, ale wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. U nas było tak: mama (czyli ja - uhu jak to brzmi :) ) mówi "tylko nie na ręce, bo się przyzwyczai", na co babcia mówi "ale ja muszę, bo jeszcze dziś nie nosiłam". I tak każdy z domowników musiał trochę (a co - ja też musiałam przecież Bąbelka pościskać :P) i trochę urosło do Trochę, a nawet TROCHĘ i spróbuj potem położyć na chwilę. Położenie na chwilę, czy nawet zatrzymanie się stało się przyczyną płaczu okraszonego wzrokiem mówiącym "jak możesz mi to robić i się zatrzymywać?1 ja tu cieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeerpięęęęęęęęęęęęęęę!!!!" xD. Moim wybawcą stała się chusta. Och cudownie jest mieć wreszcie wolne ręce i móc zrobić cokolwiek w ciągu dnia. Bąbelińska również bardzo polubiła chustę, bo zasypia w niej raz dwa.

P.S. W chwili obecnej już nie trzeba malucha nosić cały dzień (tylko pół xD), a o tym, jak do tego doszliśmy przeczytacie w następnym poście.


Na koniec nie mogę się oprzeć, żeby nie wstawić zdjęcia Róży wraz z kuzynką, która nas odwiedziła. Różnica pomiędzy dziewczynkami to (w chwili robienia zdjęcia) 5 miesięcy i 6 kg. Kuzynka rośnie jak na drożdżach i pięknieje z dnia na dzień, a z kolei nasza mała jest hmm... mała (co nie umniejsza w również jej urodzie - wszak każda mama swe dziecko widzi jako najpiękniejsze).

Serdecznie pozdrawiamy gości i zapraszamy częściej :)