piątek, 31 stycznia 2014

26-28 tydzień ciąży - wypadek i inne przypadłości.

 "Stopnie bólu"

Dawno nie pisałam. Dlaczego? Okazuje się, że przytulanie się do schodów nie ma najprzyjemniejszych skutków. Niecałe 2 tygodnie temu chcąc zejść na dół w celu zdążenia z mdłościami we właściwe miejsce i na mojej drodze stanęły chody, a właściwie ja im stanęłam na drodze, ponieważ poślizgnęłam się i je obiłam (biedne schody). Oczywiście według niezmiennych praw wszechświata musiałam się uderzyć w najbardziej bolesne miejsce, czyli upadłam na kant stopnia dołem pleców (jeszcze część pleców ;) ) i obiłam moją i tak już wołającą o pokój na Ziemi miednicę. Wynik tego był dość smutny (kto by się spodziewał?) i przez kilka dni nie byłam prawie w stanie chodzić, ani też nie było żadnej pozycji, w której bym nie jęczała z bólu. Mój M okazał się po raz kolejny wspaniałym człowiekiem i budził się w nocy (przy mojej pomocy) aby mnie przewrócić na drugi bok (tak mniej więcej co godzinę trzeba było, bo dłużej nie wytrzymywałam na jednym boku). Dobrze podsumował moje wyczyny stwierdzając, że kobiety w ciąży w sumie mają dobrze, bo przecież normalnie jęczą tylko od czasu do czasu i to facet musi się postarać, a w ciąży mogą cały dzień ;) Aż żałowałam, że nie mogłam się śmiać.
Dziś już jest pawie dobrze, tzn. ból wrócił do swojej normy codziennej i miednica pozawala mi na przemieszczanie się (nawet po schodach, a co!).

Pierwsze "prawdziwe" skurcze
Mam pytanie do mam: kiedy miałyście pierwsze bolesne skurcze? Wczoraj od około 10 aż do wieczora męczyły mnie bolesne skurcze, co mniej więcej 20-30 minut (na początku), a potem 40-50 minut. Wieczorem osłabły i nie wiem, czy był to wynik nospy, czy też może po prostu przeszło i nie wiem, czy jest się czym martwić. Bąbelek po ustąpieniu bólu zaczął radośnie fikać, co mnie ucieszyło, bo mam nadzieję, że stres minął. Ból nie był przerażający (aczkolwiek wiem, że to tylko wstęp) ale było dość nieprzyjemnie. Mój lekarz jest na urlopie i tutaj z poradami męczyłam teściową-położną. Najprawdopodobniej były to skurcze przepowiadające, ale czy nie za wcześnie na nie? Czy to już Bąbelek się szykuje do wyjścia? Jeszcze niech posiedzi w ciepłym. Na dworze takie mrozy, że młoda jeszcze nie wie, do czego się spieszy ;)



poniedziałek, 13 stycznia 2014

24-25 tydzień ciąży - pierwsze skurcze i.. "ale siara".

Ale się "zaśliniłam"
Na początek wydarzenia z dnia wczorajszego. Wstaję sobie grzecznie rano (pomimo niedzieli nawet całkiem wcześnie rano - o 7, ponieważ szykowaliśmy się na chrzciny), idę do łazienki i szykując się do mycia spoglądam na dekolt, a tam... trzy zaschnięte ścieżki, jakby ślimak mi przeszedł po biuście. Pierwsze o czym pomyślałam, to "ależ się zaśliniłam". Trzeba byłoby być nie lada wyczynowcem, żeby coś takiego osiągnąć, więc stwierdziłam, że moja teoria jednak nie jest zgodna z prawdą. Po chwili dysputy z samą sobą i szczegółowej analizie śladów (niczym Sherlock Holmes ;) ) doszłam do wniosku, że to nie ja się zaśliniłam, a moja pierś. Takie to (prawie) noworoczne zaskoczenie. Myślę, że wszystkie mamy wiedzą, skąd się bierze owa "siara" , a dla tych kobiet (i "ciekawskich" mężczyzn), które jeszcze nie wiedzą, zapraszam tu.



Pierwsze skurcze i zabawy pęcherzem
Od kilku dni nawiedzają mnie albo Braxton Hicks, albo "Pan Alvarez". Są to skurcze, które występują u mnie w szczególności w nocy, nie regularnie. Cały brzuch mi wtedy twardnieje i o ile na początku były bezbolesne, o tyle dziś w nocy odczucie było porównywalne do delikatnego bólu przed miesiączką (jakby moje były tak delikatne, byłabym szczęśliwszą kobietą ;) ) z dość dużym dyskomfortem. W tym tygodniu prawdopodobnie wybiorę się na badania i do lekarza (zależy od terminów) i zapytam czy wszystko jest ok i po prostu jestem zbyt wrażliwa, czy też dzieje się coś niepokojącego.

Odnośnie rozwoju malucha: Mała Bąbelińska znalazła sobie ostatnio nowe hobby: zabawę pęcherzem. Ona świetnie się bawi kopiąc sobie napompowaną piłkę, a ja staram się cisnąć zwieracze z całych sił, aby nie popuścić. Mam wielką nadzieję, że wytrzymają do końca ciąży i nie puszczą w najmniej odpowiednim momencie.
Jak narzekać, to na całego. Nogi nie przestają mi puchnąć i cieszę się, że mój M jest masażystą (chociaż niewiele masaży jest wskazanych podczas ciąży, to jednak te, które zostają dają wielka ulgę), a miednica sprawia, że czasem po schodach wchodzę na czworaka. To tak w skrócie z tych mniej przyjemnych doświadczeń.
Z tych przyjemnych: brzuch mi skacze niczym galaretka z poprzedniego postu przy ruchach bąbelka, co jest wciąż dziwacznym aczkolwiek bardzo przyjemnym uczuciem :) Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję ;) Za to zdążyłam się przyzwyczaić już do tego, że jestem w ciąży. Nawet w snach już zawsze jestem w tym stanie ;)
Tyle z obecnego dziennika pokładowego :)







piątek, 10 stycznia 2014

"Pokątna" galaretka czyli spełnianie zachcianek ciążowych.

Dziś krótko i prosto :)
Myślę, że wszystkie ciężarne miały jakieś swoje bardziej lub mniej wyszukane zachcianki. Mnie dopadła chęć na zrobienie deseru, który byłby prosty,a jednak, żeby wyglądał bardziej efektownie. Kiedyś na jednej ze stron znalazłam pomysł na galaretkę, która została zrobiona pod kątem (niestety nie mam już linku do tego portalu). Pomysł mi się bardzo spodobał i postanowiłam wykonać swoją jego wersję :) Serdecznie zapraszam do przeczytania bardzo prostego (chociaż niestety czasochłonnego) sposobu wykonania i obejrzenia efektów (wybaczcie mi słabą jakość zdjęć, ale sprzęt i moje jakże wysokie umiejętności fotograficzne nie pozwalają mi w tym momencie na wyższą jakość). Smak już musicie sobie wyobrazić :)

Do wykonania potrzebujemy:
2 różne galaretki
1 małą śmietanę 30%
cukier (najlepiej cukier puder)
blender lub mikser
kieliszki (lub inne naczynie, w którym później podać nasze "dzieła")
miski (do uzyskania efektu "pod katem")

1. Znalazłam odpowiednie miseczki, w których umieściłam kieliszki i szklanki do drinków. Miseczki muszą pozwalać na stabilne ułożenie naczynia do galaretki pod odpowiednim kątem (jaki to kąt, to już zależy tylko od nas).


2. Galaretkę nr 1 rozpuściłam w gorącej wodzie zgodnie z instrukcją i wlałam do naczyń, jak jest to pokazane na zdjęciu poniżej, a następnie zostawiłam do całkowitego ostygnięcia i ścięcia się galaretki.




3. Następnie rozpuściłam drugą galaretkę i zostawiłam do ostygnięcia w garnku. 
4. Jak galaretka nr 2 zrobiła się chłodna i nie miałam już obaw o to, że rozpuści tę pierwszą, przechyliłam naczynia w drugą stronę i wlałam w ten sam sposób, co pierwszą.
5. Po zastygnięciu drugiej galaretki zrobiłam bitą śmietanę (cukier puder + śmietana + blender - myślę, że nie ma co się tutaj nad tym rozwodzić ;) ) i wypełniłam nią powstały między galaretkami klin.
6. Pozostała dekoracja wg. własnych upodobań. Ja akurat miałam fantazję na spiralkę z pisaka do ciast ;) ) i oto efekt:



Smakowało wszystkim domownikom :) Smacznego!

poniedziałek, 6 stycznia 2014

22-23 tydzień ciąży, czyli święta i sylwester w ciąży

Po małym urlopie od pisania wracam i nadrabiam zaległości. Dziś trochę o różnościach.

O czym marzy przyszła mama?
Marzenia są raczej prozaiczne niż wyniosłe. Przynajmniej moje, bo za innych wypowiadać się nie mogę. Odejdźmy od wyniosłej chęci "pokoju na świecie". Mi osobiście wystarczy pokój dookoła mnie i całkiem ładny pokój do mieszkania :) Oczywiście nie pogardzę pokojem na świecie, lecz uważam, że gdyby każdy zaczął od swojego otoczenia, to w sumie wyszłoby na cały świat, prawda?
Wracając do marzeń. Moje często skupiają się na prozaicznych rzeczach typu kawa lub ryba. Dobrze się składa, bo w święta ryb można było się objeść. Sposób na kawę mam następujący: łyżeczka kawy, łyżeczka kakao i całe mnóstwo mleka (co najmniej pół kubka). Kawowy smak gdzieś tam jest, a jest to zdrowsza wersja tegoż napoju. Jedno z głównych marzeń ostatnich tygodni to... fryzjer! Jestem przesądna i nie ścinam włosów w czasie ciąży, a że już tuż przed ciążą powinnam się wybrać w to zacne miejsce, to teraz jest to najczęściej przewijająca się myśl. Moje włosy wyglądają "mniej więcej" tak ( ;) ):



 Ciesze się jednak, że w modzie są włosy ombre. Jak je uzyskać? Wystarczy nie farbować przez kilka miesięcy xD Mi tam one się nie podobają jakoś szalenie, ale cieszę się, że akurat w momencie, kiedy schodzę z koloru, takie wielkie odrosty są modne :) To bardzo pomocne :P


Święta i "ekstra podróże"
Ciekawy jest fakt, że w tym roku ewidentnie bardzo chciało mi się świąt i świątecznej atmosfery. Zazwyczaj za nimi nie przepadam. Hmm.. syndrom wicia gniazda?
Ze względu na okoliczności Wielkanocy 2014 (to już tak blisko? szok), w tym na wigilię wybraliśmy się do moich rodziców oddalonych od nas o 200 km. Opchałam się jak dzika świnia xD I nie przesadzam.
"Klu" programu świątecznego okazał się pierwszy 25 grudnia, kiedy to mięliśmy szybko i sprawnie busem o 15.20 wrócić do domu, niestety spóźniliśmy się kilka minut i mogliśmy autobusowi pomachać, jak odjeżdżał z przystanku. Po rzewnym rozstaniu wróciliśmy z powrotem przez całą linię metra do moich rodziców i tak oto pierwsze 2 godziny tego dnia zostały zmarnowane, chociaż jestem wdzięczna pomysłodawcom monitorów z wiadomościami w wagonach - jakkolwiek "wspaniałe" by nie były (świetny zapychacz czasu podczas 80 minut spędzonych w pociągu).
Kolejnym sposobem powrotu był pociąg o godzinie 20.30. Wyszliśmy odpowiednio wcześniej, aby na spokojnie zdążyć. Dotarliśmy na czas! (uf) Wyjechaliśmy i... nieopodal jednej z miejscowości na trasie, poprzedni pociąg miał wypadek co oznaczało dla nas dodatkowe 3 godziny postoju (hura!). I tak oto zamiast o godzinie 19, w domu byliśmy o 2.30. Tyle wygrać xD Pozytywem było to, że w pociągu było bardzo mało ludzi i mogłam sobie pospać.


Sylwester w ciąży - nerd party :)
Nasz sylwester był bardzo pozytywny. Spędzony w doborowym towarzystwie znajomych i ciekawych gier planszowych :) Nie porwaliśmy się na Ryzyko stwierdzając, że jest to za długa gra i nie skończymy przed północą (jakaś mała przerwa na fajerwerki by się przydała w końcu), więc część z nas przysiadła do Gry o tron, która okazała się być znacznie bardziej wymagająca i... nie dokończyli jej przez całą noc :P
Impreza była pod znakiem party hard, gdzie alkohol lał się strumieniami (o ile strumieniem można nazwać kałużę) i chwilę przed północą zorientowaliśmy się, że wypadałoby może jakiegoś szampana (moje jeszcze niesfermentowane wino marki tymbark nadało się do tego celu idealnie) otworzyć i wyjść na dwór pooglądać sztuczne ognie. Po wyjściu okazało się, że kryzys jego mieszkańców ominął i wszędzie huczały petardy. My ciesząc się z ich szczęścia, mogliśmy pooglądać wiele pięknych błysków. Noc oraz następną dobę spędziliśmy nad planszówkami. Ach... jak cudownie, że jedna z osób miała Magię i Miecz (i to w starym wydaniu)... To była zaciekła walka. Mój ork dzielnie się spisywał lecz niestety czarnoksiężnik w pewnym momencie "jechał" po wszystkich równo i gdyby wróżce nie udało się dojść do korony władzy, zostałaby z niej taka sama miazga, jak z mojego dzielnego orka. Sądzę, że następnym razem wezmę tą postać: ;)



Z nowo poznanych gier, polecam mocno planszówkę Tzolk'in:


Bardzo pomysłowa i pozwala na stworzenie wielu strategii zwycięstwa. Bardzo dobre ćwiczenie na przedsiębiorczość.

Tym miłym akcentem, kończę dzisiejszego posta i już zapraszam do nowego - z przepisem na ciekawą formę galaretki (taka tam ciążowa fanaberia).