wtorek, 31 marca 2015

Słodkie ciasteczka w kształcie grzybków

Nareszcie! Post długo wyczekiwany przez wiele osób.
P.S. Podobno jak się na coś czeka długo, to smakuje to lepiej ;) Przepis pochodzi od jednej z moich ulubionych kucharek, czyli Pani Wiesławy M. z Sokółki (jej potrawy to kolejny sokólski cud ;) ).



Składniki:

Ciasto:
1 kg mąki
2 margaryny
1,5 szkl. śmietany 18%
szczypta soli
1 łyżka smalcu
1,5 łyżeczki proszku

Dodatki:
kakao
kajmak
mak sypki
cukier puder

Przed wykonaniem ciasta:
Wycinamy kółka z folii aluminiowej i formujemy z nich foremki na kapelusze grzybków. Folię można zastąpić wieczkami po jogurtach i śmietanach (ilość zależy od Ciebie - im więcej, tym lepiej). Foremki należy wysmarować olejem.
Moja rada: jeżeli "foremki" będą różnej wielkości i będą miały mniej regularny kształt, to ciasteczka będą bardziej realistyczne.




Wykonanie:
Z powyższych składników zagniatamy ciasto, w razie potrzeby podsypując mąką.
Moja rada: ciasto zagniatajcie w dużej misce, a nie na blacie (mniej sprzątania ;) ).
Po zagnieceniu ciasto wkładamy na godzinę do lodówki.
Moja rada: ciasto podziel na dwie części i zawiń w folię spożywczą - z mniejszymi kawałkami będzie łatwiej przy dalszych przygotowaniach, a folia zapobiegnie wyschnięciu.
Kawałki ciasta partiami rozkawałkowujemy i kieliszkiem (lub kieliszkami, jeżeli foremki są różnej wielkości) wycinamy kółka, które wpasowujemy w nasze foliowe foremki.
Moja rada: Jeżeli zrobimy to "ręcznie" (bierzemy kulkę ciasta i w rękach ją rozgniatamy dopasowując do foremki), będzie bardziej realistycznie. Jest to sposób żmudniejszy, lecz moim zdaniem daje ciekawy efekt.
Kapelusze pieczemy w 180C około 15-20 minut (aż się zarumienią) i po ostygnięciu wyjmujemy z foremek. A trakcie, gdy kapelusze będą się piec my przystępujemy do formowania nóżek. Z pozostałego ciasta robimy długi i dość cienki wałek i tniemy go na pojedyncze, różnej długości nóżki. Nóżek oczywiście robimy tyle samo, co kapeluszy.
Moja rada: Jeden koniec nóżki formujemy w szpic, a drugi lekko spłaszczamy.
Gdy już kapelusze się upieką, wstawiamy do piekarnika nasze nóżki i pieczemy je około 10-20 minut (w zależności od wielkości nóżek). W miseczce robimy dość stężony roztwór kakao w wodzie i nim smarujemy wierzch kapeluszy. Środek kapeluszy wypełniamy kajmakiem (może być też "masa krówkowa"). W drugiej miseczce robimy roztwór cukru pudru z wodą (1:1), a na spodeczek wysypujemy mak. Bierzemy pierwszą nóżkę i jej płaską stronę maczamy w wodzie z cukrem, a następie w maku, po czym drugi (ostrzejszy) koniec wciskamy do kapelusza wypełnionego kajmakiem. Postępujemy tak kolejno z każdą nóżką i tak wykończone ciasteczka serwujemy naszym gościom.




Smacznego! :)




czwartek, 26 marca 2015

Problemy z laktacją

Rzecz o cyckach
Macierzyństwo trwa pełną parą (czy gębą, jakoś tak to szło - tak właśnie się myśli przy ząbkującej księżniczce). Pieluszki, zupki i cycuszki. A nie, jednak cycuszki już nie. Przestały być funkcjonalne po 6 miesiącach. Po wielu poradach od różnych osób oraz od doradców laktacyjnych, udało się dotrwać do szóstego miesiąca. Zacznę jednak od początku:
Po porodzie Bąbelek nie życzył sobie jeść zbyt dużo (przecież trzeba było ssać, a już miała tyyyle obowiązków: oddychanie, spanie, wypełnianie pieluszki) i trzeba było ją zachęcać co chwilę. Wyobraźcie sobie, że większość dnia staracie się nakłonić maluszka do ssania lub też odciągacie pokarm, aby pobudzić laktację i ułatwić pracę dziecku. Jednak dzięki konkursowi na blogu prowadzonym przez Hafiję udało się zdobyć laktator elektryczny firmy LOVI. Laktator oraz blog polecam z całego serca, ponieważ wiele rad na nim zawartych bardzo nam pomogło. Owy laktator okazał się być znacznie bardziej pracowity niż Bąbelek, więc udało mi się pobudzić piersi do działania (jupi!!!). Dalej większość dnia zajmowało mi zajmowanie się piersiami lub noszenie naszej "nieodkładalnej" małej w chuście, lecz miałam przynajmniej małe przerwy, dzięki którym mogłam coś zjeść lub najzwyczajniej w świecie się przespać. To nie była zwykła wygrana. Ta nagroda pozwoliła mi cieszyć się z bycia mamą znacznie bardziej, bo znacznie więcej czasu miałam na to, aby go poświęcić nawet na "zwykłe" przytulanie się do Bąbelka.
Napiszę Wam teraz coś, co przez te sześć miesięcy ciągle "siedziało" w mojej głowie i dalej tam jest. Karmienie piersią to według mnie jedna z najcudowniejszych rzeczy, jakie mogą się kobiecie przytrafić. Kiedy patrzysz w te pełne zaufania oczy i widzisz jak przy cycusiu Twój maluszek zaczyna odpływać w tzw. "błogostan".
Czytając ten post można pomyśleć, że jest patetyczny. Ja bym bardziej uznała to za "odę do piersi". Bardzo się cieszę, że udało się utrzymać laktację przez 6 miesięcy i bardzo żałuję, że tak krótko.



Prawdziwie złote rady w utrzymaniu laktacji, czyli co mi pomagało:
- Przystawiaj malucha jak najczęściej do piersi;
- Korzystaj z laktatora (szczególnie elektryczny to Twój przyjaciel);
- Jeżeli laktator nie ściąga mleka, to rozchmurz się - to wcale nie oznacza, że nie masz pokarmu (sama miałam wiele sytuacji, kiedy laktator nie dawał rady, a Bąbelek ssał i łykał mleczko). Może masz opuchnięte kanaliki, albo nie do końca poprawnie przystawiasz końcówkę urządzenia?
- Udaj się do doradcy laktacyjnego;
I ostatnie:
- Wsadź stopery w uszy, jak kolejna osoba zacznie sugerować, że może jednak warto przejść na sztuczne mleko ;) (nawet jedna butelka sztucznego mleka dziennie może zaburzyć laktację).


Dziś krótko i zwięźle ale szczerze :)
Pozdrawiamy.