poniedziałek, 14 października 2013

Pierwszy trymestr ciąży - pierwsze objawy

Jestem całkiem młodą mamą. Czemu całkiem młodą, a nie młodą? No do MTV mnie już nie wezmą, a w dobie nastoletnich mam, moje 23 lata to już prawie jak starość. Wszystko prawie, bo jednakowoż czuję się młoda i fikam niczym nastolatka (oczywiście w przerwach pomiędzy wymiotami).
Zacznijmy od początku... Na początku był chaos. Hmmm... może jednak troszkę dalej. W czasach licealnych poznałam swego rycerza na białym koniu, jakim jest mój obecny mąż (dla skrócenia, nazwijmy go mój "M" od funkcji, jaka pełni - robota na pełen etat. Nie zazdroszczę. Szczególnie teraz, gdy rządy nade mną sprawuje hormon). Jak się można domyślić po pewnym czasie M osiągnął statu męża i tak sobie od kilku lat wspólnie żyjemy. Rok po ślubie się stało TO! A mianowicie... zaciążyłam. Brzmi przerażająco? Tych, których nie przeraża zapraszam do kilku dni grypy żołądkowej z huśtawką nastrojów, a można się przekonać, jak wszystkich dookoła to przeraża ;)
Na początku nie podejrzewałam, że w moim brzuchu zaczaił się jakiś bąbelek. Z ZPO (zespół policystycznych jajników dla mniej uświadomionych ;) ), miesiączkami co miesiąc lub trzy i tyłozgięciem macicy (o tej niespodziance dowiedziałam się przypadkowo dopiero w 11 tygodniu ciąży), kto by się spodziewał? A jednak!
Pierwsze oznaki dla mojego M były jednoznaczne, dla mnie jednak nie były takie oczywiste. Zacznijmy od tego, że w pierwszym miesiącu... MIAŁAM OKRES! Tak, tak, to się zdarza. Z tym, że kiedy Twój okres jest co miesiąc, dwa lub więcej, to dostając następny w terminie (idealnie co do dnia), nie spodziewasz się ciąży, tylko cieszysz się, że może twoje jajniki jednak "cośtam" robią.
Kilka dni po zakończeniu tego, jakże niespodziewanego wydarzenia, jakim była miesiączka w terminie, odbyła się impreza niespodzianka z okazji moich urodzin. "Bawiłam się świetnie! Piłam na umór, bo przecież nie wiedziałam o rosnącym we mnie mlekopijcy, a spać poszłam skoro świt ;)" - tak bym napisała, ale wyglądało to zgoła inaczej. Po 1,5 piwa wypitych w przeciągu kilku godzin (ale ze mnie pijak xD), poczułam się źle, wszystko mnie denerwowało, a o 1 w nocy marzyłam tylko o tym, aby impreza się skończyła i tak oto o godzinie 2 w nocy grzecznie poszłam w łóżeczku spać. Bardzo ciekawy scenariusz. Dodatkowo bawi mnie on, jak sobie o tym przypominam, po przeczytaniu wspaniałej książki Kaz Cooke "Ciężarówką przez 9 miesięcy" (szczerze polecam!). U niej scenariusz był bardzo podobny, a wiadomo, człowiek - zwierze stadne, lubi się identyfikować z kimś innym.
Po tych wypadkach, oraz po chęci picia piwa co wieczór, czym sama byłam zadziwiona, postanowiłam kupić test ciążowy. Może samo piwo by nie wzbudziło we mnie sensacji, a zły nastrój na imprezie mogłam zwalić na zmęczenie, ale obrzydzenie do czekolady, to już coś! Osoba taka, jak ja w momencie, gdy nagle spostrzega się, że jej ulubiony posiłek dnia idzie w odstawkę, zaczyna podejrzewać wszystko ;)
Test kupiłam, mówiąc o tym mojemu M po tygodniu od imprezy. Wstałam rano, nasiusiałam do pojemniczka (stanowczo wolę te testy z pojemniczkiem, bo jeszcze nie zdarzyło mi się nie "obryzgać" wszystkiego wkoło używając "magicznych różdżek" bez pojemniczka). I jako, żem stara wyjadaczka i właściwie z niedowierzaniem go robiłam, odłożyłam test na półeczkę obok. Stwierdziłam, że "wypatrywać drugiej kreski pod światło będę jak zwykle potem, a teraz spokojnie pójdę się umyć". I tak oto wstałam z chęcią wzięcia porannego prysznica. Przed wejściem do kabiny spojrzałam jeszcze na test, a tam... DRUGA KRECHA! Nie kreska, o nie... to była wielka, gruba, fioletowa krecha! O mało, co nie posikałam się znowu, pomimo opróżnionego pęcherza. Zaraz po względnym ogarnięciu, pobiegłam do mojego M do pracy i obwieściłam mu te jakże radosną wieść :) Test zawinęłam we wstążkę i wręczyłam mu z bananem na twarzy. M nie pamiętał o moim kupnie testu, więc jego mina wyrażała zdziwienie pt. "cóż ona takiego mi przyniosła". Odpakował i banany były już dwa. Jeszcze tego samego dnia wybrałam się do lekarza, który potwierdził , że "jest Pani w ciąży" i pokazał na USG 5cio tygodniowy pęcherzyk z pęcherzykiem żółtkowym. Kazał przyjść za dwa kolejne tygodnie, aby zobaczyć, czy serce bije. To był dla nas "dzień, w którym zatrzymała się Ziemia".
Podsumowując, moje pierwsze objawy ciąży, to:
-wstręt do ukochanej czekolady,
-nagła miłość do piwa i wszystkiego, co słone,
-obolałe piersi (niby, jak przed okresem, ale po domniemanym okresie bolały coraz mocniej),
-chroniczne zmęczenie,
-huśtawki nastrojów (bardziej karuzela, ale w pierwszym miesiącu jeszcze do zniesienia, potem już tylko gorzej :P)
Podpisano,
Wasza Całkiem (a nawet bardzo) Młoda Mama

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz